*Alex*
Przygotowuję
romantyczny wieczór dla żony jak poradził mi Eian. Spaghetti na jednym, dużym,
wspólnym talerzu, dwa kieliszki czerwonego wina i kilka zapalonych świec o jej
ulubionym wiśniowym zapachu.
Gdy
wybija godzina dwudziesta w domu pojawia się Savannah. Wchodzi do kuchni i
otwiera usta ze zdziwienia.
-
To wszystko dla mnie? - pyta, a ja przytakuję, więc rzuca mi się na szyję. -
Dziękuję! - całuje mnie czule, a następnie zasiada po drugiej stronie stołu.
Jemy
posiłek w blasku świec, które sprawiają, że Savy jest jeszcze piękniejsza.
-
Kocham Cię. - wyznaję, chwytając jej dłoń leżącą na stole. - Kocham Cię całym
sercem. Kocham Cię zawsze i wszędzie, nawet jeśli się złościsz i fochasz. Kocham
Cię i nigdy nie przestanę. - dodaję, delikatnie gładząc jej dłoń.
-
Ja też Cię kocham… Ale to uczucie już nie jest takie samo. - odpiera i spuszcza
głowę.
Zapada
niezręczna cisza. Odwracam wzrok w drugą stronę i milczę. Nie wiem co jej odpowiedzieć.
Nie zauważyłem, że to uczucie osłabło z obu stron. Obwiniałem ją o wszystko, a
wina leży po środku.
-
Możemy je rozpalić na nowo… - proponuję i wstaję z krzesła. Pochodzę do Sav i
chowam nos w jej włosy. - Powoli, czule… Chcę by było jak dawniej. - całuję
czubek jej głowy i podaję dłoń, by również wstała.
-
Okay. I tak nie mamy nic do stracenia. - uśmiecha się i wpija w moje usta,
ciągnąc w stronę schodów.
-
Zaczekaj chwilę. - oznajmiam i szybko zdmuchuję świeczki. - Już. - biorę ją na
ręce i idę do sypialni.
Kładziemy
się na łóżku i wymieniamy czułe pocałunki, gdy nagle jej telefon zaczyna
wibrować. Zerka na wyświetlacz i podnosi się.
-
Muszę odebrać. Zaraz wrócę. - wychodzi z pokoju, a ja podchodzę do drzwi, by
podsłuchiwać.
Nasze
małżeńskie kłopoty zaczęły się razem z pojawieniem się tych wieczornych
telefonów. Na samą myśl, że Savannah może mieć kochanka, czuję w sercu dziwne
ukucie. Jestem o nią cholernie zazdrosny, gdyż wiele się nawalczyłem z Rylandem
Lynchem o jej względy.
-
No co Ty? Mam się rozwieść i do Ciebie wrócić? - słyszę jak ściszonym głosem
mówi do kogoś przez telefon. - Nasz związek już dawno temu się skończył, zrozum
to Ry. Możemy być kochankami, ale na nic więcej nie licz! - podnosi na niego
głos, a potem zapada dłuższa cisza. - Nie, nie przychodź! Alex jest w domu! -
głośno protestuje. - Zadzwonię, jak będę mogła. - rozłącza się i naciska na
klamkę u drzwi.
Odskakuję
jak oparzony i siadam na łóżku. Żona wraca i patrzy na mnie ze złością.
-
Znów ten operator sieci komórkowej mnie irytuje. - kłamie i siada obok mnie. -
A Ty co mi się tak przyglądasz? Nie dość mi ostatnio przykrości narobiłeś? -
zmienia się nagle jej nastrój. - Wynoś się, rozumiesz! - krzyczy i uderza mnie
z otwartej dłoni prosto w twarz.
Wstaję
i ruszam do wyjścia. Słyszę za sobą jeszcze kilka wyzwisk, ale nie zwracam na
nie uwagi.
Ile
to się nastaram, zawsze to samo. Aż odechciewa się starać, a nawet żyć.
Ona świruje z Ry!!!
OdpowiedzUsuńBiedny Lex. Chyba mu na niej zależy.
Pozdrawiam i czekam na next.